Wsie nie wywierały zrazu większego wpływu na Karkonosze. Oczywiście, w ich otoczeniu karczowano lasy, powiększano pola uprawne i pastwiska, ale osady miały raczej charakter enklaw śródleśnych. Najbliższa okolica była na pewno dokładnie spenetrowana przez mieszkańców, jednak wnętrze gór pozostawało niedostępne, nieznane i tajemnicze.
Jest to pewna prawidłowość obszarów górskich, notowana na przykład ze zdumieniem w XIX w. i później przez „odkrywców” Tatr, Pienin, Czarnohory czy innych pasm karpackich, którzy z niedowierzaniem przyjmowali informację, że górale nie tylko nie znają oficjalnych nazw otaczających ich szczytów, ale w ogromnej większości na nich nigdy nie byli. Chłop znał drogę na swoje pole czy łąkę, do karczmy, kościoła i ewentualnie jakiejś „władzy”. Aby pójść w góry, musiał mieć wyraźną motywację, i to najczęściej ekonomiczną, a więc po drewno, jagody lub grzyby, ewentualnie na polowanie. Mówiąc jaśniej, była to albo kradzież, albo kłusownictwo. Stąd, nie bez powodu, pierwszymi i najlepszymi znawcami terenu i przewodnikami turystów były różnego autoramentu „niebieskie ptaki”, które nie mogły usiedzieć spokojnie w swojej wsi.
W Karkonoszach i sąsiednich pasmach takimi eksplorerami, ale w ograniczonym zakresie i specyficznym charakterze, byli Walonowie. Nieliczni, ze zrozumiałych względów starali się działać raczej dyskretnie, unikali wsi i miejscowej ludności, nie afiszowali swojej obecności i ukrywali swoje ścieżki. Na pewno wówczas najlepiej znali te góry, co jednak nie wpływało na ogólny stan wiedzy o nich.
Znacznie większe zasługi dla penetracji gór, ale na ograniczonych terenach, mieli górnicy, którzy poszukiwali złóż rud, a także hutnicy i kurzący. Może się to wydać dziwne, ale taka była specyfika Karkonoszy. Po prostu z chwilą znalezienia jakichś użytecznych (czasem tylko obiecująco wyglądających) złóż rud czy minerałów zakładano w tym miejscu kopalnię, a przy niej z reguły kuźnicę (piec do wytopu lub hutę) i oczywiście osadę. Z kolei hutnicy szkła, produkujący wówczas tak zwane szkło leśne – silnie zanieczyszczone, o zielonkawym zabarwieniu – wędrowali po górach w poszukiwaniu odpowiednich surowców i lokalizacji. W jednym i drugim wypadku oprócz surowców do produkcji (rud, piasków szklarskich) chodziło też o zasoby energetyczne, a wtedy jedynym surowcem energetycznym było drewno pozyskiwane z nieprzebranych lasów.
Stąd wszędzie tam, gdzie pojawiał się przemysł, towarzyszyli mu drwale i kurzący. Pierwsi wyrąbywali okoliczne lasy, a drudzy w mielerzach wypalali węgiel drzewny, ponieważ miał większą wartość kaloryczną i tylko i on dawał temperatury niezbędne do wytopu rudy czy szkła.
Nawet te prymitywne i niewielkie huty pochłaniały ogromne ilości drewna, toteż w stosunkowo krótkim czasie ich okolicę wylesiano. Pozostawały wówczas dwie możliwości: albo przenieść hutę na nowe miejsce – z reguły w głąb gór, w górę doliny potoku, gdzie stały jeszcze nietknięte lasy, albo dowozić do niej węgiel drzewny lub drewno z większej odległości. Huty szkła zazwyczaj „wędrowały” w poszukiwaniu paliwa (były mniej związane z bazą surowcową, gdyż piaski szklarskie występują dość powszechnie), natomiast kuźnice, silniej powiązane z szybami i kopalniami, raczej pozostawały na miejscu. Tylko w dolinie Kamiennej, od Pieszyc do Orlego, można się doliczyć pomiędzy XIV a XIX w. co najmniej 7-8 poświadczonych lokalizacji hut szkła.